[PODRÓŻE] ALBANIA: JEDZENIE, RESTAURACJE, CENY I MENU

Hej :) Kolejny post przed Wami, tym razem w całości poświęcony jedzeniu, cenom oraz menu w miejscach, w których byliśmy. Słowem wstępu, pragnę Wam przypomnieć, że Albania nie jest krajem bogatym, wysoce rozwiniętym turystycznie, więc ceny tam nie są zabójcze. Pod względem cen bardzo przypominają Polskę, także idąc do restauracji na owoce morza czy jagnięcinę na pewno nie zostaniecie bankrutami :) Jadąc z Millennium Travel podróż przebiegła nam przyjemnie, komfortowo i tak też było potem na wycieczce fakultatywnej z naszą panią pilot - Olą.



Co ogólnie można zjeść w Albanii? 


Zacznę od Ksamila a potem przejdę do Sarandy ;)

Przede wszystkim ryby i owoce morza! Są dosłownie wszędzie :D Przyznam się Wam, że to właśnie z ich powodu zdecydowaliśmy się głównie jechać do Albanii ;) Oboje z Maćkiem kochamy owoce morza i możemy je wcinać do znudzenia. W restauracjach możemy zamówić małże - te czarne jak i muszle przypominające nasze sercówki, krewetki, ośmiornicę, kalmary a z ryb m.in. węgorza, doradę czy skalniaka. W niektórych miejscach możemy skosztować również ostryg ale UWAGA - porcja świeżych i gotowych do zjedzenia prosto z muszli to koszt 100 Euro. 
Jak się zapewne domyślacie, wszystkie ryby i owoce morza są pozyskiwane z tamtych terenów - morza i słonego jeziora Butrint.


Jeżeli nie jesteście fanami dobrodziejstw wody to nie martwcie się! Bez problemu można skosztować jagnięciny, prosiaka i kurczaka pod różnymi postaciami :) W fast foodach można zamówić od pizzy, poprzez gyros, shish kebaba, kończąc na polskim schabowym, specjalnie wprowadzonym dla Polaków, których w Albanii jest bardzo dużo.

Przyznam się Wam, że z Maćkiem chodziliśmy głównie do jednej restauracji o nazwie Korali a to dlatego, że miejsce, jakość jedzenia oraz obsługa były na najwyższym poziomie! Z tego też miejsca zobaczycie za moment najwięcej potraw ale zanim do tego przejdę, rzućcie okiem na samo miejsce, gdzie znajduje się wspomniana restauracja oraz inne.


Po lewej stronie znajdziecie pasmo restauracji z plażami pod nimi, podobnie sprawa wygląda z prawą stroną :) Na wyspach, które widzicie na foto również można zjeść i plażować, my tam akurat nie dotarliśmy ;)

Teraz przejdźmy już do konkretów ;)



Restauracje, menu i ceny

Przypominam Wam, że 1 Euro = ok. 137 leków.


Idąc po lewej stronie, mogliśmy spotkać taki oto widok - piękne lampy, krzewy i eukaliptusy! Po drodze mogliśmy kupić również pamiątki oraz rzeczy przydatne na plażę, jak: materace dmuchane, siatki do łowienia ryb, koła ratunkowe itp. Idąc tą drogą dotarliśmy do Korali, Guvata i restauracji, której nazwy nie pamiętam ale znajduje się na samym rogu, dosłownie na przeciwko wyspy.

Zacznijmy od Korali ;)


Korali to miejsce w bardzo przyjemnym miejscu, gdzie obsługa dosłownie stawała na głowie, żebyśmy byli zadowoleni! Pomijając widoki, które były niezwykle urokliwe, jedzenie tam ze wszystkich miejsc, w których jedliśmy było najlepsze :) W tym miejscu muszę również wspomnieć niesamowitego kelnera imieniem Arbri, który wprowadzał niezwykłą aurę do tej restauracji! Dobrze mówił po angielsku, był zawsze życzliwy, uśmiechnięty (nie było to wymuszone!) i nigdy nie było problemu z miejscem, dostawieniem stołu czy krzesła. Arbri według mnie będzie w przyszłości legendą tego miejsca (kto wie, może i całego Ksamilu?), gdyż facet ma w sobie to ,,coś", co sprawia, że chcesz wracać, że jest Ci wiecznie mało jego, tego miejsca i masz poczucie, że mógłby to być Twój najlepszy kumpel na całe życie :)

W środku nasz ulubieniec Arbri ;)

A teraz pokażę Wam Menu restauracji Korali i zobaczycie potrawy, których tam próbowaliśmy :)






Była też karta z koktajlami, której nie obfociłam ale można napić się tam m.in. klasyki takiej jak Blue Lagoon czy obłędną Pinacoladę;)




I jeszcze widok od środka ;)



A teraz potrawy, które zamówiliśmy ;)



1 - Lamb ribs / Żeberka jagnięce, 800 leków = cena ok. 25zł
2 - Greek salad / Sałatka grecka, 400 leków = cena ok. 12zł
3 - Shelled mussels in white wine / Małże w białym winie, 500 leków =  cena ok. 15zł
4 - Fried squid / Smażone kalmary, 800 leków = cena ok. 25zł
5 - Fish Soup / Zupa rybna, 400 leków = cena ok. 12zł
6 - Flambe apple / Flambirowane jabłko, 300 leków = cena ok. 10zł
7 - Baklava, 200 leków = cena ok. 7zł
8 - Small meatballs in sauce, 600 leków =  cena ok. 18zł
9 - Grilled octopus / Grillowana ośmiornica, 1000 leków = cena ok. 30zł
10 - na koniec zamówienia dostawaliśmy gratis talerz z owocami ;)
11 - Grilled prawns / Grilowane krewetki, 1200 leków = cena ok. 36zł
12 - Pastitio in clay dish / Zapiekanka z makaronem, szynką i ich serem, 700 leków = cena ok. 21zł


Wszystkie dania były smaczne, jednak małże w białym winie, grillowana ośmiornica, zupa rybna, żeberka jagnięce, baklava i flambirowane jabłko były pozycjami wybitnymi! Prawdziwy orgazm na języku mmm. Pozostałe pozycje smaczne ale nie miały dla mnie tego czegoś ;)

Korali będę wspominać długo, gdyż owoce morza jakie tam jadłam były najlepsze w moim życiu!




Teraz kolejne miejsce przed Wami! Idąc dalej, tuż obok Korali (z przodu, bliżej wysepki) można było wejść do Guvata. Z Maciejem byliśmy tutaj kilka razy i po ostatnim, dosyć niemiłym incydencie odpuściliśmy sobie to miejsce ale o tym za chwilę :)


Menu podobne jak wszędzie o czym się zaraz przekonacie ;)





I nasze potrawy z tego miejsca.


Od lewej: 

Grilled eel / Grillowany węgorz, 1000 leków = cena ok. 30zł
Orange cake, 400 leków - cena ok. 12zł
Pasta do chleba gratis - była pyszna, jakby mix twarogu z ziołami, papryką i nie wiem czym jeszcze.

Guvat miał swój specyficzny, romantyczny klimat i miał nad Korali tę przewagę, że można było tam podziwiać cudowny zachód słońca oraz wysepki :) Byliśmy tam łącznie 3 razy, 2 razy na samym alkoholu, tj. Tiranie i ostatni raz na posiłku. O ile jedzenie i miejsce jest świetne, tak obsługa w moim odczuciu słaba! Nie dość, że wyganiali nas od stolika, gdyż rzekomo był zarezerwowany (ostatni raz siedzieliśmy 2h i nikt się nie zjawił) to jeszcze próbowano nas tam oszukać na 1000 leków! 
Dziwna sprawa ze stolikami, w Korali na Twoich oczach dostawiali krzesła i stoły jak było trzeba i nikt nie marudził...



Na koniec w temacie restauracji zostawiłam sobie największą porażkę Ksamila - knajpę, która znajdowała się na samym rogu pasma plaż, na przeciwko wysepki. Tam z Maćkiem zamówiliśmy muszle i grillowaną ośmiornicę, która nie dość że wyglądała koszmarnie sama w sobie to podana była w sposób absolutnie skandaliczny! Porównajcie sobie sami ośmiornicę z Korali z tą tutaj.


Prawda, że ładny widok na wyspę? ;) Cóż z tego, skoro jedzenie super nie było...

Octopus, 1000 leków = cena ok. 30zł i Clams 1000 leków = cena ok. 30zł

Pozostawię widok ośmiornicy bez komentarza...

Wrzucam również Menu z tego miejsca i jak możecie zauważyć - ceny podobne jak w Korali i Guvacie.






Z czystej ciekawości poszliśmy również na miasto, pobuszować po fast foodach, zwłaszcza tych, które polecali nam Polacy. Jak się okazało, rodacy głównie zajadali się makaronami, gyrosami i pizzą. Jak tu sprawa wygląda? Czy rzeczywiście Polacy mają dobry smak a knajpy, które polecali były godne uwagi? Przekonacie się za chwilę sami :)



Na foto wyżej możecie zauważyć mix z kiełbaskami, gyrosem z kurczaka i prosiaka, frytkami a pod spodem znajdowała się cebula i pomidory. Koszt tego zestawu wynosił 600 leków = ok. 18zł.
Dla nas porcja okazała się za duża! Nie podaję Wam celowo nazwy tego miejsca (powiem tylko, że znajdowało się po tej samej stronie, blisko naszego hotelu 6 Milje), gdyż ostatnim razem się zatrułam ich gyrosem wieprzowym - tłuszcz był niewysmażony i wymiotowałam. Pozycja ta była pod względem ceny średnia, a były tam też tańsze dania po ok 10 - 15zł. Najdroższe z tego, co pamiętam były żeberka jagnięce, gdzie za kg płaciło się 1500 leków = ok. 45zł.




Polacy bardzo polecali nam jedną pizzerię ale nim trafiliśmy wpierw do tej super, zawitaliśmy do Vila Daci, w której szef kuchni miał swoje wdzianko z czapką a piec, w którym wypiekano placka był kamienny. 


 Czy pizza była rewelacyjna? Wybraliśmy pizzę o nazwie ,,Americana". Powiedziałabym, że raczej średnia, pomimo gorgonzoli i świeżego ananasa. Jadłam lepsze a najlepszą według mnie w Ksamilu pokażę Wam za moment ;)




 Cena za Americanę to 700 leków = ok. 21zł. Ceny pizz wszystkie były podobne jak w następnej pizzeri, którą za moment zobaczycie.


Pizzeria Rei - Rai była polecana przez Polaków, okazała się być ulokowaną na tej samej ulicy co Vila Daci - w mini centrum, niedaleko naszego hotelu. Polacy często tam chodzili, gdyż duża pizza była naprawdę ogromna, więc rodziny z dziećmi były najedzone a portfel zadowolony. Ja oczekuję znacznie więcej od jedzenia, niż tylko tego, żeby było tanio i ok. 


A tak prezentowała się pizza, którą zamówiliśmy, była to dosyć dziwna wariacja na temat Capriciosy.


Smak ok ale nie była zrobiona z mąki durum, trójkąt w dłoni spływał w dół a nie stał - podobnie jak w pizzeri poprzedniej.



Ostatnie miejsca w Ksamilu, w których jedliśmy był to nasz hotel - 6 Milje, w którym gotowała uczestniczka albańskiego Masterchefa o imieniu Daniela oraz hotel Murati, w którym zatrułam się starymi krewetkami.



 Szefowa kuchni witała na standzie, tuż przy wjeździe do hotelu ;) 

A ten niebieski budynek (w rzeczywistości był biały) to nasz hotel :)


Jedzenie serwowane przez Danielę było smaczne ale też nie wybitne! Najbardziej smakowała nam pizza, która była sztywna, świetnie wypieczona i z mąki durum. Smak miała naprawdę dobry i jedliśmy ją w 2 odsłonach: z szynką i klasyczną margaritę :)



 Na fotkach możecie zobaczyć sphagetti bolognese, z owocami morza (makaron rzeczywiście do sphagetti tia), szaszłyki z kurczaka, pizzę margarita i piwo albańskie Tirana. Szaszłyki były najtańsze, za ok 8zł, pizza margarita za 500 leków = ok. 15zł , makarony również cenowo podobnie jak w restauracjach i tak samo było też z Tiraną - 150 leków = ok. 4,6zł, czyli tak jak w większości miejsc. Dodam, że piwo Tirana smak miało przyjemny ale słaby procentowo i nie dało rady się nim upić!

W naszym hotelu była możliwość wykupienia posiłków, jednak na tę opcję się nie skusiliśmy, gdyż Pat, napalony wcześniejszymi komentarzami w necie o Korali postanowił być tam częstym bywalcem :D Pokażę Wam tylko jak wyglądały śniadania, które mięliśmy tam w cenie oraz dania, które można było wykupić na cały pobyt.


W przypadku śniadań, wszędzie serwowali podobne rzeczy przez cały pobyt, więc szału nie było ale nie byłam zaskoczona, gdyż podobny standard można znaleźć w Grecji :)

A tak wyglądała karta dań, które można było wykupić w Hotelu 6 Milje :)


Ostatnie miejsce w Ksamilu, w którym jedliśmy był to Hotel Murati, w którym niestety strułam się nieświeżymi krewetkami... Ceny - standard. Jadąc z Millennium Travel mięliśmy ogólnie 2 możliwości: wykupić posiłki (śniadania były w cenie) czy żywić się na własny koszt i chodzić po restauracjach. Wybraliśmy opcję nr 2 :)




To tyle jeżeli chodzi o miejscowość Ksamil, teraz przejdę szybko do Sarandy ;)




Tak wygląda już plaża i deptak w Sarandzie :) W knajpie, z której mogliśmy podziwiać te widoki skusiliśmy się na mrożoną kawę. 


Po raz kolejny, ceny takie same jak w Ksamilu ;)

Tutaj macie przykładowe menu z Sarandy z jakieś knajpy, którą mijaliśmy po drodze.




Idąc sobie wzdłuż plaż, po molo trafiliśmy do restauracji Gostivari, w której postanowiliśmy zjeść posiłek. Właśnie tam zjadłam przepyszne kalmary, które były dużo lepsze od tych w Korali!
Rozpływały się w ustach a ich stopień doprawienia był mistrzowski :)

Wrzucam Wam również menu z Gostivari, żebyście po raz kolejny przekonali się, że... ceny są podobne jak w Ksamilu ;)



A tak wyglądały nasze dania.


Fried squid / Kalmary 1000 leków = ok. 30zł


Seabass 1000 leków = ok. 30zł


Warto również wspomnieć, iż leżąc na leżaku w ciągu dnia mijali nas różnego typu sprzedawcy z rzeczami do plażowania, różnorakimi podróbkami towarów luksusowych, kończąc właśnie na jedzeniu :) W przypadku jedzenia, pracowali tutaj wszyscy bez wyjątku! Można było spotkać kilkuletnie dzieci oraz staruszków, którzy cały dzień w słońcu chodzili i sprzedawali przysmaki. A co można było zakupić? Grillowaną kolbę świeżej kukurydzy, na którą się nie skusiłam (podobno w smaku była słaba, tak przynajmniej powiedział nam jeden Polak), owoce - nektarynki, banany, jeżyny w plastikowych kubeczkach oraz słodycze - mini pączki z polewą czekoladową, rogale z nadzieniem, gigantyczną oponkę z cukrem, która mnie osobiście najbardziej przypadła do gustu :D
Słodycze, które zaraz zobaczycie kosztowały, podobnie jak jeżyny, które jadłam - 100 leków = niecałe 4zł za 1 sztukę.



Inne słodkości, takie jak lody podobne smakowo jak w Grecji - mega słodkie a ceny przystępne. Za małą chałwę płaciłam 120 leków, duża wahała się w granicach 340 - 420 leków. W sklepach dostępne były też doskonale wszystkim znane Lokumi - galaretki za ok. 200 leków i wiele wiele innych przysmaków :)


Podsumowując:

Jeżeli kochacie owoce morza, jak ja i nie mieliście nigdy okazji spróbować ich świeżych to jedźcie tym bardziej do Albanii, gdyż cenowo są dużo tańsze, niż w Grecji! Nie lubicie darów morza? Też nic straconego! Możecie skosztować tutejszych ryb - dorady, skalniaka, węgorza i wielu innych albo jagnięciny czy tradycyjnego kurczaka lub wieprzowiny. 

Pisząc o jedzeniu należy wspomnieć, że wszystko, co tam spożywamy dosłownie mija nas na ulicach - owce, kozy, plantacje małży, warzyw i owoców. To wszystko tutaj nie jest niczym skażone, dopóki Albania się nie rozwinie, nie skomercjalizuje jak Grecja (jeszcze wiele wiele lat przed nimi) to to jedzenie będzie przyjazne i zdrowe człowiekowi. Kończąc ten wpis, chcę Wam powiedzieć, że może Albania to biedny kraj ale ludzie, którzy tam żyją, ciężko pracują, są życzliwi, przepełnieni słońcem jak jedzenie, które nam podają. I nie Kochani - niech Wam się nie kojarzy ten kraj z miejscem brudasów, gdzie jedzenie mieszają kijem w wiadrze na ziemi! Wszystko, co tam jadłam (oprócz krewetek w Murati) było świeże i czyste :) Czy kulinarnie jestem zadowolona? Bardzo! Nasyciłam się owocami morza po sam brzeg i smaki, których tam doświadczyłam zostaną w mojej głowie na całe życie, będę je ze sobą niosła w każde miejsce, zabiorę je ze sobą w każdą nową restaurację :)



Jak Wam się podoba Albania od strony kulinarnej?
Chcecie tam pojechać?


15 komentarzy

  1. Wooow, takie wakacje to ja lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale mi smaka narobiłaś tą relacją. Jak na razie to raczej miło wspominam jedzenie greckie i chorwackie. Na żadnym wyjeździe jeszcze nigdy nie spotkałam sie z sytuacją, żeby ktoś wyganiał turystów od stolika. No cóż mieliście pecha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buractwo wszędzie jest ;) Towarzystwo z Guvatu już nas nie zobaczyło - ich strata! Za to w Korali bawiliśmy się przednio a Arbri dostawał od nas wypasione napiwki :D

      Usuń
  3. Oj podoba mi się i przypomina Bułgarię. Kto wie może kiedyś się skusimy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albania w niczym nie przypomina Bułgarii i żeńskie powiem Bułgaria sie chowa jeśli chodzi o widoki, morze i ceny.

      Usuń
  4. Bardzo przydatny wpis! Planuję w tym roku wyjazd do Albanii, Twój post jeszcze bardziej mnie utwierdził w tym, że to dobry wybór :) Cieszę się, że w Albanii są tak atrakcyjne ceny na owoce morza i świeży ryby, które uwielbiam. W Chorwacji była istna masakra cenowa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albania to taka Chorwacja za pół ceny. Albanie zjeździlem juz 2 razy i mam chęć na kolejny:) Planując wyjazd do Albanii autem warto być na polnocy jak i południu. Jeśli chodzi o najlepszy okres pod względem ceny to radzę celować 2 ostatnie tygodnie sierpnia. Ceny pokoi hotelowych i sporych apartamentów wytargowac można od 20euro.

      Usuń
  5. Dzięki za polecenie Korali. Arbri trzyma wysoki poziom ;) Właśnie idziemy spróbować jak smakują żeberka. Musaka i krewetki były super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo ;) Cieszę się, że spodobało się Korali a Arbri to naprawdę super gość również prywatnie :) Polecam wypróbować w Korali również małże w białym winie, dla mnie były obłędne!

      Usuń
  6. Super!! my byliśmy w tym roku w Durres, więc od drugiej strony. Ceny podobne, polecam szczególnie dla tych, którzy lubią dobrą kuchnie i lubią na wakacjach zjeść coś więcej niż w hotelowej restauracji :) Wkrótce opiszę swoje doświadczenia na blogu http://www-mala-albania.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Heeeej, dzięki za wpis o Albanii, jesteśmy przed samym wyjazdem i Wasze info na pewno się bardzo przyda. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że wpis się przydał! :) Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  8. Fajne info o Albanii,jutro wylatujemy przyda się nam,a jak podchodzą do Polaków ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podchodzą podobnie jak Grecy - lubią Polaków, chociaż ci pierwsi z nami bardziej się solidaryzują (też walczyli o wolność i to lubią podkreślać w kontekście podobieństw do nas). Albańska sympatia wynika bardziej z racji zostawiania przez nas pieniędzy w ich kraju, oni wiedzą że Polaków stać na atrakcje w Albanii i że chętnie zostawiają kasę. Ja tylko mogę przestrzec aby nie dawać się złapać na uśmiechy, przytulanie i wysłuchiwanie haseł typu "my friend". Takich "przyjaciół" z Polski to oni mają mnóstwo!

      Usuń