[RECENZJA] FREEDOM PRO HIGHLIGHT, GLOW

Hejka :) Kocham rozświetlacze, mam ich troszkę w mojej kolekcji i co jakiś czas trafiam na taki egzemplarz, który wbija mnie w fotel i zmusza do kupienia. Tak było w tym przypadku! Przyznam, że skusił mnie nie tyle kolor, co jego wyprasowana fala, przypominająca pewien luxusowy kosmetyk :D Niestety! Pat ma słabość do ładnych rzeczy, nawet jeżeli wie, iż czegoś nie będzie używać, tak już mam - lubię kolekcjonować dla samego piękna ;) Z tym rozświetlaczem było jednak inaczej - z miejsca skradł moje serce i zajął wysokie miejsce na podium. Dlaczego? Czytajcie dalej to się dowiecie ;)


Pojemność 7,5g
Cena 15zł


Skład:

Rozświetlacz został zapakowany w solidne, plastikowe pudełko a la puderniczka, tyle że bez lusterka i aplikatora. Oczywiście, był zaklejony folią, żebyśmy wiedzieli, iż nikt tam nie grzebał.
Sam kosmetyk natomiast posiada falę z nazwą firmy. Tak! Dobre macie skojarzenia ;)



Nie sposób nie zauważyć, iż wzór  fali przypomina bardzo kosmetyki MACa z serii Extra Dimension ale czy ta sugestia do produktów tej firmy przekłada się na jakość rozświetlacza Freedom?



Według mnie ten kosmetyk jest niedoceniony! Jakościowo jest wybitny, wystarczy spojrzeć na jego obłędną pigmentację :) To, co mnie w nim urzekło całkowicie to nie tyko jego strona wizualna ale również pigmentacja, to jak pięknie wygląda na skórze oraz jak łatwo się z nim pracuje! 
Może kogoś teraz urażę - przepraszam - ale według mnie takiego produktu nie powstydziłby się sam Dior :) Wielkie brawa dla Freedom za wyprodukowanie takiego cacka :)


od lewej: Freedom Pro Highlight Glow, po prawo The Balm Mary - Lou Manizer

 Kolor jest dosyć odważny ale do mojej żółtej skóry ten odcień pasuje perfekcyjnie i o ile w odcieniu Mary - Lou wyglądam dziwnie blado i trupio, tak tutaj efekt jest niczym z czerwonego dywanu w Hollywood.

Rozświetlacz Freedom (posiadam jeszcze drugą wersję, którą zrecenzuję w kolejnym wpisie) to kosmetyk wypiekany, więc weźmy poprawkę na to, iż jego wierzchnia warstwa będzie lekko sucha i trzeba ją zetrzeć a gdy to zrobimy możemy cieszyć się cudowną pigmentacją :) 

Szybciutko porównam go jeszcze z rozświetlaczem Makeup Revolution Vivid Baked Highlighter (niestety nie w podobnym odcieniu ale chodzi mi o konsystencję), o którym szczegółowo pisałam TUTAJ


Oba rozświetlacze są wypiekane, mają taką samą gramaturę, oba mają podobne cechy - z wierzchu są suche i trzeba je lekko zeskrobać, żeby dobrać się do ich ,,wnętrza" ale w przypadku Freedom pigmentacja jest mocniejsza a po zdjęciu wierzchniej warstwy - nakładanie łatwiejsze a sam kosmetyk ciut bardziej kremowy, niż MUR. Co do samego opakowania - MUR jest grube i bardzo wypukłe, kiedy Freedom to płaska puderniczka. Produkty z tej samej fabryki a jednak jest różnica!

Na skórze odcień Glow prezentuje się obłędnie - niczym tafla płynnego złota, która nie posiada w sobie żadnych drobin brokatu a muśnięta tym odcieniem skóra wygląda jak 1 mln $$$, ach! 
Nakłada się banalnie prosto, wystarczy dosłownie jego odrobinka a trwałość to cały dzień, bez migrowania koloru czy błysku. W tym wypadku mogę powiedzieć bardzo głośne: POLECAM i czapki z głów drogie Freedom :)

P.S.
I zdecydowanie za mało go na moim blogu! To też się musi zmienić :D




12 komentarzy

  1. same plusy, jeszcze cena przyjazna....

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam go, tylko pod szyldem MUR i jest naprawdę piękny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo kusząca recenzja. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. muszę powiedzieć, że podoba mi się bardziej niż Mary Lou! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Spodobało mi się określenie, że kosmetyk jest "wybitny" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jest ;) Rzadko się zdarza w tanich kosmetykach taka perełka!

      Usuń
  6. Szkoda, że jest taki żółty - u mnie pewnie byłoby mocno widać jego odcień :C Ale świetnie, że nawet w gronie tanich produktów można znaleźć takie perełki ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmm, jestem wierna Wibo DIAMOND, ale ten kusi :)

    OdpowiedzUsuń