[RECENZJA] GIORGIO ARMANI EYE TINT NR 11 ROSE ASHES

Hejka :) Dziś kolejna recenzja przed Wami produktu, który jest nowością i który już na blogu był ale w innej wersji kolorystycznej! O poprzedni Eye Tincie pisałam TUTAJ  Poprzedni odcień był bardzo ciemną, butelkową zielenią z czarną bazą ale tym razem zobaczycie odcień skrajnie różny i jak nazwa wskazuje - delikatny. Zapraszam do lektury :)


Pojemność 6,5ml
Cena 163zł


Skład:


Cień został zapakowany w klasyczne, czarno - białe, kartonowe pudełko, doskonale znane fanom Armaniego.



Sam cień zamknięto w plastikowym, błyszczykowym opakowaniu, które jest niemalże identyczne jak w pomadkach matowych czy właśnie błyszczykach Maestro. Na srebrnej zakrętce widnieje piękne logo Mistrza.

Aplikator również jest taki sam - płaski, skośny i włoskowy. Bardzo przyjemnie się nim nakłada kremowe produkty.


Kolor nr 11 Rose Ashes to odcień niezwykle subtelny, zdecydowanie w gamie odcieni nude, więc na co dzień. Wybrałam go ze względu na niejednoznaczny kolor i jego piękny błysk!



Odcień ten to ciepły, opalony beż, walorowo bardzo zbliżony do odcienia mojej skóry (idealny kolor mojej skóry ale lepszy!) ale z tą różnicą, iż momentami opalizuje subtelnie na różowo, kiedy indziej na złoto albo lekko szaro. Przepiękny!


Odcień ten było bardzo ciężko uchwycić na zdjęciu ale udało się ;)

Cienie Armaniego w kremie są bardzo dobrze napigmentowanie ogólnie, chociaż w przypadku nr 4 Emeraude może pojawić się z lekka niemiłe zaskoczenie w postaci osypywania się czarnej bazy. 

Sama konsystencja kosmetyku jest przyjemna, kremowa ale zarazem sucha - wiem, brzmi to dziwnie ale właśnie tak ten produkt odbieram. Na moich suchych powiekach nałożony solo trwa cały dzień ale osobiście czuję dyskomfort, więc potrzebuję czegoś pod spód i powiem Wam szczerze, że cieszę się, iż kupiłam te cienie ale waham się nad dokupieniem jakiegoś koloru. Czemu? Pomimo, iż odcienie są piękne, łatwo i przyjemnie się z nimi pracuje, łączą się z innymi cieniami (Armaniego również) to nie odpowiada mi zbytnio ich suchawa konsystencja. Myślę, że te cienie po prostu nie są dla suchych powiek a dla tłustych! W każdym razie, ten kolor uwielbiam stosować jako łącznik między cieniami prasowanymi a pigmentami Maestro i sięgam po ten kolor bardzo często.


Podsumowując:

Eye tint w nr 11 Rose Ashes to przepiękny, wyrafinowany odcień nude i jak wszystkie odcienie z linii jest suchy ale bardzo dobrze napigmentowany, łatwy w użyciu oraz można nim wyczarować efektowny makijaż oka, jednak dla mnie za suchy i w moim przypadku muszę nałożyć jakąś nawilżającą bazę lub Duraline, żeby nie czuć lekkiego dyskomfortu.
Lubicie cienie w kremie?
Znacie te od Armaniego?

9 komentarzy

  1. Podobało mi się kilka kolorów, ale ta cena..... :-(

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym go zobaczyć na oku. :) Piekny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolor jest piękny! Na pewno przyjrzę mu się podczas wizyty w Duglasie, bo po zdjęciach czuję miłość :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety cena nie na moją kieszeń :( Pozdrawiam jusinx.blogspot.com.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cena trochę odstrasza, więc raczej nigdy po niego nie sięgnę. Natomiast jeśli chodzi o kolor, muszę przyznać, że jest piękny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie takie się kompletnie nie trzymają :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Kolor przepiekny. Bardzo chce kupic te cienie, ale obawiam sie, ze na moich tlustych powiekach zupelnie nie bedzie sie trzymal!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem ciekawa jak będzie wyglądał na oku :)

    OdpowiedzUsuń