[RECENZJA] TINTY MARKI BENEFIT. WARTE KUPNA?

Hejka! Dzisiaj przychodzę do Was z większym postem, w którym opowiem o trzech tintach marki Benefit.
W swojej kolekcji posiadam trzy sztuki, z czego jeden jest pełnowymiarowy a dwa pozostałe to miniaturki.
Mam je dosyć długo w swojej kosmetyczce, dosyć często używam, więc mogę Wam sporo o nich powiedzieć ;)

Wcześniej pojawił się post zapowiadający tę recenzję a konkretnie ten, w którym opisałam krótko jak takie tinty nakładać, nie robiąc sobie plam. Ci, którzy nie przeczytali tamtego wpisu, mogą zrobić to teraz ;)
Klikając TUTAJ



Tak prezentuje się cała gromadka a teraz będę opisywać krótko po kolei każdy z tintów ;)
Recenzję każdego z nich znajdziecie na makeuper.pl, oczywiście linki do każdego będą na dole tego postu :)



Benefit Bene Tint



Info ze strony sephora.pl:

Pojemność 12,5ml
Cena 149zł



Pełnowymiarowy Bene Tint jest w szklanej buteleczce, przypominającej lakier do paznokci. 
Aplikator ma też taki jak typowa emalia, nic specjalnego.



A teraz przejdźmy do koloru, właściwości i efektu na skórze. Na foto powyżej nałożyłam jedną warstwę, prosto z pędzelka na czystą skórę. 

Kolor tego tinta jest różano - czerwony. Pięknie pachnie różami! Jego wydajność jest piorunująca podobnie jak jego trwałość!
To tyle achów, teraz pora na minusy ;]
Kolor tego kosmetyku nie każdemu będzie pasować, dlatego że nie każdy ma czerwonawe rumieńce ale to, co dla mnie jest największym jego minusem to fakt, że wtapia się w skórę tak jak farba akwarelowa w papier. Właśnie tym kolorem i tą ,,cienką" formułą można zrobić sobie plamy! 
Problem z Bene Tintem polega na tym, że nie jest mleczny ani lekko kremowy jak jego bracia, przez co nieumiejętnie nabrany może stworzyć zacieki czy wcześniej wspomniane plamy. Wodnista konsystencja to w moim odczuciu duży minus. Najlepiej nakładać go na mokry podkład a dopiero potem nałożyć ten róż. Próbowałam wielokrotnie nakładać go na przypudrowaną buzię sposobem, o którym już pisałam, jednak efekt był marny! Nie wspomnę o nakładaniu palcami czy gąbką - tragedia do potęgi entej. 
Ciągle pojawiały się gdzieś plamy, prześwity czy zacieki. Do tego trzeba z nim mega szybko pracować bo wiąże hiper szybko ze skórą a jak zastygnie to nie ma zmiłuj... 
U mnie nałożony na usta wygląda pięknie ale co z tego, kiedy niemiłosiernie je wysusza!
Przyznam się Wam, że ze wszystkich trzech tintów ten lubię najmniej!


Ok a co z jego koleżkami? :D

Benefit Posie Tint

Info ze strony sephora.pl:

Pojemność 12,5ml
Cena 149zł



Posie Tint, który posiadam jest 4ml miniaturą ale w pełnowymiarowej wersji jego opakowanie różni się od Bene Tinta tylko tym, że ma połyskującą folię na buteleczce, pozostałe rzeczy bez zmian ;)



Kolor Posie Tinta to piękny, cukierkowy róż! Pasuje każdej karnacji, wygląda niesamowicie naturalnie i wcale nie przypomina lalki Barbie :)

Formuła tego tinta jest dużo lepsza, niż Bene Tinta, dlatego że nie jest czerwoną wodą a lekko kremowo - żelowym różem, który nie spływa i nie wtapia się w skórę jak wspomniana akwarela w papier.
Dużo lepiej się z nim pracuje, można stworzyć piękny efekt dziewczęcego rumieńca, od bardzo subtelnego po niemalże Barbie ;) Absolutnie uwielbiam ten kolor, za jego trwałość, wydajność (wszystkie tinty są wydajne) ale przede wszystkim za jego uniwersalny kolor!
Kiedy nie wiem jaki róż dobrać do oczy, zawsze sięgam albo po MAC Dainty albo właśnie po ten kolor :)
Minusy tego kosmetyku są takie: można sobie nim również zrobić plamy nakładając go palcami, przesusza usta, nakładanie pędzelkiem prosto na usta czy twarz nie jest higieniczne oraz bardzo szybko wiąże jak Bene Tint, więc trzeba z nim bardzo szybko pracować!


I ostatni cudak Nam został :D



Benefit Cha Cha Tint


Info ze strony sephora.pl:

Pojemność 12,5ml
Cena 149zł



Cha Cha Tint, który posiadam jest 4ml miniaturą ale w pełnowymiarowej wersji jego opakowanie różni się od Bene Tinta tylko tym, że ma połyskującą folię na buteleczce, pozostałe rzeczy bez zmian ;)



Formuła tego tinta jest taka sama jak Posie Tinta - bardzo dobra, w porównaniu do Bene Tinta.
Jego kolor nie jest już tak uniwersalny jak wyżej pokazany róż! Jego formuła, właściwości i efekt na skórze są takie same jak w przypadku Posie Tinta. Szkoda, że kolor nie jest zgaszoną brzoskwinią, gdyż na mojej żółtej skórze odcień ten się utlenia i przybiera na pomarańczowej pomocy :D Gdyby kolor miał taki jak na foto wyżej - byłoby super :D Używam koloru rzadziej, chociaż przy takich imprezowych, letnich makijażach sprawdza się wyśmienicie! Moim zdaniem super w okresie letnim :)
Pięknie wygląda na opalonej skórze i jest wtedy bardziej widoczny, niż Posie Tint.
Równie szybko wiąże ze skórą, trzeba o tym pamiętać! Cała reszta cech taka sama jak z różowym koleżką.


Podsumowując

Tinty marki Benefit mnie nie porwały! Nie rozumiem zupełnie wielkiej podniety na tę markę a tym bardziej na te farbki czy High Beam. Może wylazłam z jaskini, nie wiem ale w moim odczuciu cena jest mocno przesadzona no i ta pojemność, której nie jesteśmy w stanie zużyć w 12 miesięcy jak zaleca producent!
Jeżeli miałabym wskazać, który z tych trzech kolorów kupiłabym ponownie ale w pełnowymiarowej wersji to byłby to z pewnością Posie Tint, jednak nie wie wiem czy się zdecyduję na ten kolor czy na najnowszy Lolli Tint. Bardzo długo trwało nim nauczyłam się manewrować tymi tintami bez plam z zadowalającym efektem. Nie są ta proste w obsłudze kosmetyki, jednak kiedy się ich nauczymy zachwycą Nas trwałością i naturalnym wyglądem na skórze. Pytanie:  Czy warto się tak mordować i uczyć się kosmetyku?
Tak, jeżeli na naszej twarzy żaden róż się nie trzyma - tutaj z trwałością problemu nie ma żadnego!

Minusy:
- potworne wysuszenie ust, nawet z odrobiną balsamu pod spodem. 
- nakładane palcami na skórę robą plamy
- niehigieniczna aplikacja pędzelkiem
- najlepsze efekty uzyskamy nakładając tinta skunksem
- cena w stosunku do jakości i pojemności. Można w innych markach spotkać podobne cudaki tańsze i równie dobre, co te farbki. Moim zdaniem lepszą opcją byłoby zmniejszenie o połowę pojemności i ceny - wtedy bez problemu zużyjemy kosmetyk a i cena będzie przystępniejsza :)



Wszystkie recenzję znajdziecie również na MAKEUPER.PL (linki poniżej)





A co Wy myślicie o takich tintach? Macie, lubicie te od marki Benefit?




9 komentarzy

  1. nie miałam, ale nie lubię produktów które wysuszają usta

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię produkty benefit! Posie tint mi się troszkę marzy, ale z drugiej strony cena totalnie zaporowa jak dla mnie. Wolę sobie sprawić któryś z róży w pudełku!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy go nie miałam, ale nie lubię produktów do ust, które je wysuszają. Pozdrawiam :) http://jusinx.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Mialam miniaturę Posie Tinta, nie powalil mnie na kolana. Na poliki nie umialam uzywac, bo robil plamy, w usta natomiastvsie wzeral dosłownie i choc kolor wyglądał całkiem dobrze, to usta byly przesuszone. Pouzywalam, a potem wyrzuciłam reszte i na pewno nie kupie ponownie. Wole roze prasowane, niz zabawy z czymś takim, a na usta jednak wole nalozyc normalny blyszczyk, czy pomadke. Dla mnie te produkty nie sa warte swojej ceny, opornie sie z nimi pracuje i maja tandetne opakowania (ja w ogole nie lubie opakowan Benefitu), dlatego w tym przypadku jestem na nie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne kolory. Jednak cena mnie nie przekonuje :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tinty mnie nie kuszą, ale z High Beam byłam bardzo zadowolona :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja ogólnie nie mam zwyczaju kupowania sporej ilości produktów do ust, a po Twojej opinii po te na pewno nie sięgnę ;)

    Cieszę się, że się spodobało :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja sie z tym pierwszym polubiłam, a na usta zawsze daje jako bazę, żebym kolor utrzymała : )

    OdpowiedzUsuń